Postanowiłam podzielić mój dłuuugi rozdział na kilka części :) Przepraszam że tak późno. Szkoła i choroba.
Rozdział V
Weszłam do celi Lokiego.
Wciąż nie mogłam pozbierać myśli w całość po tamtym śnie. Kłamca przewrócił
teatralnie oczami.
-Co tym razem? Co jeszcze chce ode mnie S.H.I.E.L.D.? –
spytał.
-Nie S.H.I.E.L.D., tylko ja.
Może to było tylko złudzenie, ale chyba Loki bardziej
zainteresował się tym co do niego mówiłam. Tak to na pewno było złudzenie.
Wzięłam głęboki oddech i spytałam.
-Umiesz manipulować snami?
Zmarszczył czoło.
-Co? Ja nie… - uśmiechnął się kpiąco – A co? Śniło ci się
coś ze mną, że akurat zakładasz że to moja sprawka?
-Możesz sobie pomarzyć. – powiedziałam głosem wprost
nasączonym jadem po czym wyszłam z celi.
***
O co jej chodziło? Nie wiem. Co jej się przyśniło? Sięgnąłem
po medalion. Pora zobaczyć co ona kombinuje. Szmaragd zaświecił się na zielono.
Zobaczyłem ją. Szła korytarzem. Ktoś do niej podszedł.
-Agentko Brown.
-Tak? – Odwróciła się.
-Mam pytanie. –
Powiedział Walker. – Czy może nie chciałabyś… no wiesz… wyjść ze mną do kina
albo… na kolację?
-Wybacz, ale nie
jestem zainteresowana. – Powiedziała Lily po czym poszła dalej.
Skręciła w lewo.
Weszła do szatni. Nie było tam nikogo
oprócz niej. Otworzyła swoją szafkę i spojrzała w zamontowane w środku
lustro.
-To się źle skończy-
powiedziała po czy wyjęła z szafki sztylety.
***
Wiedziałam że ryzykuję, ale chciałam się dowiedzieć co
oznaczały moje sny. Wyjęłam z kieszenie telefon, mam pięć minut. Mój wirus
zaraz wyłączy cały monitoring w agencji. Poszłam do celi Lokiego. Teraz.
Monitoring padł. Wpadłam do celi kłamcy i rzuciłam mu jego sztylet. Popatrzył na
mnie pytającą miną.
-Nie ma czasu na pytania. Chodź.- Wyszłam z bogiem z celi.
Na korytarzu zatrzymał nas Walker.
-Lily?! Co ty … - nie dokończył, padł ogłuszony na ziemię.
Za nim stał Loki.
-Potem mi podziękujesz. – powiedział.
-Chodź – powiedziałam.-Nie mamy dużo czasu. – Zbiegliśmy
schodami na parter przy czym ogłuszyliśmy jeszcze 5 agentów. Wybiegliśmy z
budynku. Podeszliśmy do mojego auta. Stark i cała reszta Avengersów zrobiła mi
prezent z powodu zbliżających się moich urodzin. Na parkingu przed agencją stał
nowy Aston Martin Vanquish.
-Wsiadaj – powiedziałam do Lokiego po czym wsiadłam na miejsce
kierowcy. Kiedy kłamca zajął siedzenie pasażera, przekręciłam kluczyk w stacyjce.
Wtedy w tylnym lusterku zobaczyłam wybiegających agentów. Było ich około dwudziestu.
Otworzyli ogień. Trafili w tylną szybę, która rozleciała się na małe kawałki.
Ruszyłam z piskiem opon. Agenci w autach ruszyli za nami.
-Możesz mi powiedzieć co ty… - zaczął kłamca.
-Zamknij się! - wysyczałam
przez zaciśnięte zęby. Znowu strzelali. Trafili w lewe lusterko. Skręciłam w
boczną uliczkę. Wyjechaliśmy na obrzeża Londynu. Przyspieszyłam. Agenci zostali
w tyle. Po dziesięciu minutach zaprzestali pościgu. Dziwne.
-No i co teraz? – spytał Loki. – Będziemy mieszkać w buszu i
ukrywać się przed SHIELD czy zamierzasz mnie zabić?
-Nie martw się. Pomyślałam o tym wcześniej. – odpowiedziałam
po czym włączyłam radio. Ustawiłam głośność na maksa i rozbrzmiała moja
ulubiona piosenka. Asgardczyk wywrócił oczami.
Słońce już zachodziło. Dodałam gazu i rozległ się ryk silnika.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
***
Słońce już dawno zaszło. Byłam już zmęczona kilkugodzinną
jazdą autem. Ponad pół godziny temu wjechaliśmy do lasu. Kłamca przez ten cały
czas nic nie mówił. Zza drzew wyłonił się mój dom letniskowy. Wjechałam na
żwirowy podjazd, zgasiłam silnik i powiedziałam do kłamcy.
-Wysiadaj. Jesteśmy na miejscu.
Kiedy Loki wysiadał z auta ja podeszłam do tyłu mojego auta.
Dotknęłam kawałka rozbitej szyby. Ten pod moją dłonią rozpadł się na mniejsze
kawałki z których niektóre wbiły mi się w rękę. Syknęłam z bólu.
-Co ty robisz? – spytał Loki.
-Nic –odpowiedziałam i zawinęłam prawą rękę w rękaw bluzy. –
Chodź. – powiedziałam. Weszliśmy na ganek i wyjęłam lewą ręką klucze do domu. Z
rany na mojej dłoni sączyła się krew. Próbowałam otworzyć drzwi lewą ręką ale
nie dałam rady.
-Cholera – syknęłam po czym wyciągnęłam z kieszeni bluzy,
zakrwawioną prawą dłoń po czym znowu podjęłam próby otworzenia drzwi. Moje
palce ślizgały się po zakrwawionym kluczu.
-Coś ty sobie zrobiła? – spytał Loki, wpatrując się w moją
ranę.
-Nic –powiedziałam. Jakimś cudem zdołałam otworzyć drzwi i
weszliśmy do środka. Zapaliłam światło i rzuciłam klucze na ławę przy skórzanej
kanapie w salonie. Było tam bardzo przytulnie Wbrew pozorom to był duży dom.
Były tam 3 sypialnie + moja pracownia, łazienka, salon i kuchnia.
-Zaraz wracam – powiedziałam i poszłam szybkim krokiem do
łazienki. Odkręciłam wodę w kranie i zaczęłam pęsetą wyjmować kawałki szkła po
czym obmywać ranę wodą. Spojrzałam w lustro. W drzwiach stał kłamca.
-Co chcesz? – syknęłam. Bóg podszedł do mnie.
-Daj mi rękę. – powiedział.
-Co? Po co ci…
-Daj – przerwał mi. Niepewnie podałam mu prawą dłoń. Ten
chwycił ją delikatnie i położył na swojej dłoni i przykrył ją drugą. Patrzył mi
prosto w oczy. Jego dłonie zaczęły płonąć szmaragdowymi płomieniami. Chciałam
się odsunąć ale nie mogłam uwolnić ręki. Czułam straszny ból w ranie który
nagle, znikł. Zielone płomienie zgasły. Loki puścił moje ręce i patrzył mi
prosto w oczy. Jego piękne, szmaragdowe oczy… Zaraz! Co ja robię?! Odsunęłam
się od kłamcy.
-Dzięki. – powiedziałam. – Chodź, przecież nie będziesz
tutaj paradował w tym stroju.
Poszłam po jakieś ubranie dla Lokiego. Ten w tym czasie
oglądał dom. Znalazłem jakieś męskie spodnie. Oby były dobre. Nie mogłam znaleźć
koszulki dla kłamcy. Poszłam z powrotem do salonu. Loki oglądał zdjęcie w ramce
na biblioteczce.
-Kto to? – spytał z kpiącym uśmieszkiem. – Ty?
Popatrzyłam na zdjęcie. W ramce była oprawiona dziewczyna na
karym koniu, skacząca przez przeszkodę na oklep przy zachodzie Słońca. Pamiętam
ten dzień w którym zrobiono mi to zdjęcie. Było to kilka lat temu w lato, w
którym razem z moją jedyną przyjaciółką byłyśmy w jej stajni nad morzem gdzie trzymałyśmy
swoje konie.
-Tak to ja – powiedziałam. – Stare dzieje – rzuciłam mu
spodnie. – Masz. Zaraz ci przyniosę jakiś T-shirt.
Poszłam do mojego pokoju. Czasami nosiłam męskie koszulki
więc nie było problemem ze znalezieniem jednej dla Lokiego. Wzięłam zieloną
koszulkę z krótkim rękawem i poszłam do salonu. Stanęłam jak wryta.
Najwyraźniej Loki założył już spodnie ode mnie i teraz stał w salonie bez
koszulki. Stał do mnie tyłem, lecz kiedy usłyszał moje kroki odwrócił się.
Teraz mogłam zobaczyć jego umięśnioną klatkę piersiową i brzuch. Zawsze
myślałam że skoro Thor jest taki potężny i silny to jego „słabszy” brat będzie
mniej… yyyy… postawny. Cały czas wpatrywałam się w mięśnie boga. Kłamca zauważył
moje zamyślenie i spytał kpiąco.
-Podoba ci się to co widzisz? – szybko się ogarnęłam i
przestałam patrzeć na jego klatę piersiową. Spojrzałam mu prosto w oczy i prychnęłam.
-Proszę cię. Na herosa się nie nadajesz a na boga tym
bardziej – rzuciłam mu koszulkę. – Zakładaj. Chyba że chcesz żebym oślepła.