niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział V

     Postanowiłam podzielić mój dłuuugi rozdział na kilka części :)    Przepraszam że tak późno. Szkoła i choroba.                                                         

                                                                              Rozdział V
Weszłam do celi Lokiego.  Wciąż nie mogłam pozbierać myśli w całość po tamtym śnie. Kłamca przewrócił teatralnie oczami.
-Co tym razem? Co jeszcze chce ode mnie S.H.I.E.L.D.? – spytał.
-Nie S.H.I.E.L.D., tylko ja.
Może to było tylko złudzenie, ale chyba Loki bardziej zainteresował się tym co do niego mówiłam. Tak to na pewno było złudzenie. Wzięłam głęboki oddech i spytałam.
-Umiesz manipulować snami?
Zmarszczył czoło.
-Co? Ja nie… - uśmiechnął się kpiąco – A co? Śniło ci się coś ze mną, że akurat zakładasz że to moja sprawka?
-Możesz sobie pomarzyć. – powiedziałam głosem wprost nasączonym jadem po czym wyszłam z celi.
                                                                               ***
O co jej chodziło? Nie wiem. Co jej się przyśniło? Sięgnąłem po medalion. Pora zobaczyć co ona kombinuje. Szmaragd zaświecił się na zielono. Zobaczyłem ją. Szła korytarzem. Ktoś do niej podszedł.
-Agentko Brown.
-Tak? – Odwróciła się.
-Mam pytanie. – Powiedział Walker. – Czy może nie chciałabyś… no wiesz… wyjść ze mną do kina albo… na kolację?
-Wybacz, ale nie jestem zainteresowana. – Powiedziała Lily po czym poszła dalej.
Skręciła w lewo. Weszła do szatni. Nie było tam nikogo  oprócz niej. Otworzyła swoją szafkę i spojrzała w zamontowane w środku lustro.
-To się źle skończy- powiedziała po czy wyjęła z szafki sztylety.
                                                                          ***
Wiedziałam że ryzykuję, ale chciałam się dowiedzieć co oznaczały moje sny. Wyjęłam z kieszenie telefon, mam pięć minut. Mój wirus zaraz wyłączy cały monitoring w agencji. Poszłam do celi Lokiego. Teraz. Monitoring padł. Wpadłam do celi kłamcy i rzuciłam mu jego sztylet. Popatrzył na mnie pytającą miną.
-Nie ma czasu na pytania. Chodź.- Wyszłam z bogiem z celi. Na korytarzu zatrzymał nas Walker.
-Lily?! Co ty … - nie dokończył, padł ogłuszony na ziemię. Za nim stał Loki.
-Potem mi podziękujesz. – powiedział.
-Chodź – powiedziałam.-Nie mamy dużo czasu. – Zbiegliśmy schodami na parter przy czym ogłuszyliśmy jeszcze 5 agentów. Wybiegliśmy z budynku. Podeszliśmy do mojego auta. Stark i cała reszta Avengersów zrobiła mi prezent z powodu zbliżających się moich urodzin. Na parkingu przed agencją stał nowy Aston Martin Vanquish.
-Wsiadaj – powiedziałam do Lokiego po czym wsiadłam na miejsce kierowcy. Kiedy kłamca zajął siedzenie pasażera, przekręciłam kluczyk w stacyjce. Wtedy w tylnym lusterku zobaczyłam wybiegających agentów. Było ich około dwudziestu. Otworzyli ogień. Trafili w tylną szybę, która rozleciała się na małe kawałki. Ruszyłam z piskiem opon. Agenci w autach ruszyli za nami.
-Możesz mi powiedzieć co ty… - zaczął kłamca.
-Zamknij się!  - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Znowu strzelali. Trafili w lewe lusterko. Skręciłam w boczną uliczkę. Wyjechaliśmy na obrzeża Londynu. Przyspieszyłam. Agenci zostali w tyle. Po dziesięciu minutach zaprzestali pościgu.  Dziwne.
-No i co teraz? – spytał Loki. – Będziemy mieszkać w buszu i ukrywać się przed SHIELD czy zamierzasz mnie zabić?
-Nie martw się. Pomyślałam o tym wcześniej. – odpowiedziałam po czym włączyłam radio. Ustawiłam głośność na maksa i rozbrzmiała moja ulubiona piosenka. Asgardczyk wywrócił oczami.  Słońce już zachodziło. Dodałam gazu i rozległ się ryk silnika. Uśmiechnęłam się pod nosem.
                                                                                ***
Słońce już dawno zaszło. Byłam już zmęczona kilkugodzinną jazdą autem. Ponad pół godziny temu wjechaliśmy do lasu. Kłamca przez ten cały czas nic nie mówił. Zza drzew wyłonił się mój dom letniskowy. Wjechałam na żwirowy podjazd, zgasiłam silnik i powiedziałam do kłamcy.
-Wysiadaj. Jesteśmy na miejscu.
Kiedy Loki wysiadał z auta ja podeszłam do tyłu mojego auta. Dotknęłam kawałka rozbitej szyby. Ten pod moją dłonią rozpadł się na mniejsze kawałki z których niektóre wbiły mi się w rękę. Syknęłam z bólu.
-Co ty robisz? – spytał Loki.
-Nic –odpowiedziałam i zawinęłam prawą rękę w rękaw bluzy. – Chodź. – powiedziałam. Weszliśmy na ganek i wyjęłam lewą ręką klucze do domu. Z rany na mojej dłoni sączyła się krew. Próbowałam otworzyć drzwi lewą ręką ale nie dałam rady.
-Cholera – syknęłam po czym wyciągnęłam z kieszeni bluzy, zakrwawioną prawą dłoń po czym znowu podjęłam próby otworzenia drzwi. Moje palce ślizgały się po zakrwawionym kluczu.
-Coś ty sobie zrobiła? – spytał Loki, wpatrując się w moją ranę.
-Nic –powiedziałam. Jakimś cudem zdołałam otworzyć drzwi i weszliśmy do środka. Zapaliłam światło i rzuciłam klucze na ławę przy skórzanej kanapie w salonie. Było tam bardzo przytulnie Wbrew pozorom to był duży dom. Były tam 3 sypialnie + moja pracownia, łazienka, salon i kuchnia.
-Zaraz wracam – powiedziałam i poszłam szybkim krokiem do łazienki. Odkręciłam wodę w kranie i zaczęłam pęsetą wyjmować kawałki szkła po czym obmywać ranę wodą. Spojrzałam w lustro. W drzwiach stał kłamca.
-Co chcesz? – syknęłam. Bóg podszedł do mnie.
-Daj mi rękę. – powiedział.
-Co? Po co ci…
-Daj – przerwał mi. Niepewnie podałam mu prawą dłoń. Ten chwycił ją delikatnie i położył na swojej dłoni i przykrył ją drugą. Patrzył mi prosto w oczy. Jego dłonie zaczęły płonąć szmaragdowymi płomieniami. Chciałam się odsunąć ale nie mogłam uwolnić ręki. Czułam straszny ból w ranie który nagle, znikł. Zielone płomienie zgasły. Loki puścił moje ręce i patrzył mi prosto w oczy. Jego piękne, szmaragdowe oczy… Zaraz! Co ja robię?! Odsunęłam się od kłamcy.

-Dzięki. – powiedziałam. – Chodź, przecież nie będziesz tutaj paradował w tym stroju.
Poszłam po jakieś ubranie dla Lokiego. Ten w tym czasie oglądał dom. Znalazłem jakieś męskie spodnie. Oby były dobre. Nie mogłam znaleźć koszulki dla kłamcy. Poszłam z powrotem do salonu. Loki oglądał zdjęcie w ramce na biblioteczce.
-Kto to? – spytał z kpiącym uśmieszkiem. – Ty?
Popatrzyłam na zdjęcie. W ramce była oprawiona dziewczyna na karym koniu, skacząca przez przeszkodę na oklep przy zachodzie Słońca. Pamiętam ten dzień w którym zrobiono mi to zdjęcie. Było to kilka lat temu w lato, w którym razem z moją jedyną przyjaciółką byłyśmy w jej stajni nad morzem gdzie trzymałyśmy swoje konie.
-Tak to ja – powiedziałam. – Stare dzieje – rzuciłam mu spodnie. – Masz. Zaraz ci przyniosę jakiś T-shirt.
Poszłam do mojego pokoju. Czasami nosiłam męskie koszulki więc nie było problemem ze znalezieniem jednej dla Lokiego. Wzięłam zieloną koszulkę z krótkim rękawem i poszłam do salonu. Stanęłam jak wryta. Najwyraźniej Loki założył już spodnie ode mnie i teraz stał w salonie bez koszulki. Stał do mnie tyłem, lecz kiedy usłyszał moje kroki odwrócił się. Teraz mogłam zobaczyć jego umięśnioną klatkę piersiową i brzuch. Zawsze myślałam że skoro Thor jest taki potężny i silny to jego „słabszy” brat będzie mniej… yyyy… postawny. Cały czas wpatrywałam się w mięśnie boga. Kłamca zauważył moje zamyślenie i spytał kpiąco.
-Podoba ci się to co widzisz? – szybko się ogarnęłam i przestałam patrzeć na jego klatę piersiową. Spojrzałam mu prosto w oczy i  prychnęłam.
-Proszę cię. Na herosa się nie nadajesz a na boga tym bardziej – rzuciłam mu koszulkę. – Zakładaj. Chyba że chcesz żebym oślepła.

5 komentarzy:

  1. Ty mi śmiesz zarzucać, że moje jest krótkie?!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zakończyć w takim momencie? Tak nie wolno, nie zgadzam się :/
    rozdział naprawdę bardzo mi się podobał. Życzę weny i czekam na ciąg dalszy. Tymczasem zapraszam na mojego bloga moniquefitzgerald.blogspot.com
    pozdrawiam
    Monique :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czuj się nominowana do Liebster Award! Szczegóły na mojej stronie przy poście Liebster Award 3/4(?)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj,Chciałam Cię poinformować iż nominowałam twój blog do Libsten Award. Szczegóły u u mnie http://moniquefitzgerald.blogspot.com/

    pozdrawiam
    Monique

    OdpowiedzUsuń